Wilki rozszarpane na strzępy – Clippers vs. Timberwolves 129-102

THIS TEAM IS ON FIRE! Seria zwycięstw naszego zespołu wynosi już 7 z rzędu – tym razem ofiarami okazali się goście z Minnesoty, zresztą trzeci już raz w tym młodym jeszcze sezonie. Clippers zagrali mecz kompletny, obejmując 20-punktowe prowadzenie w drugiej kwarcie i nigdy nie schodząc poniżej tej granicy, podczas gdy ostatnią kwartę grali rezerwowi. Świetny występ w debiucie nowych, stylowych koszulek edycji City.

Clips grali ładną, skuteczną i zespołową koszykówkę, nie dając tak naprawdę wiele szans przeciwnikom. Nasz zespół trafił 53% rzutów z gry, w tym 40% trójek (16/40), oraz zdobył ponad połowę swoich punktów spod kosza (66), dokładając do tego 35 asyst i 58 zbiórek. Po bronionej stronie również z reguły byli górą, co przełożyło się na kompletną dominację i świetne humory na długo przed końcową syreną. Sześciu naszych graczy zanotowało dwucyfrową zdobycz punktową, a na listę strzelców wpisał się każdy, kto wszedł na parkiet.

Najbardziej cieszy fakt, iż wygrana przyszła łatwo bez zbytniego forsowania minut kluczowych zawodników. Dziś bowiem czeka nas kolejny mecz, co złoży się na pierwsze w tym sezonie spotkania back-to-back, więc dobrze, że nikt ze starterów nie musiał grać dłużej niż 27 minut. Paul George miał 23 pkt, 9 zb, 4 ast; Reggie Jackson 21 pkt; Terance Mann z ławki 16 pkt; Eric Bledsoe po kolejnym dobrym występie 14 pkt i 9 ast. Dobry występ również na koncie naszych centrów, którzy obaj zanotowali double-double (Zu 10 pkt, 12 zb; Isaiah 12 pkt, 12 zb). Dobrze pracował też Justise Winslow (7 pkt, 8 zb, 4 ast, 2 prz, 1 blk), a na koniec ładnie pokazał się Jay Scrubb (9 pkt w 9 min).

Trudno o inny rezultat, gdy jeden zespół gra tak dobrze, a drugi dość przeciętnie – żeby nie znęcać się nad ekipą z Wolves. Widocznie imponująca wygrana z Lakers dzień wcześniej kosztowała ich zbyt wiele i nie mieli tyle siły rażenia, by starczyło jej na Clippers. Karl-Anthony Towns, na przykład, nie przekroczył granicy 10 zdobytych punktów, co zdarzyło mu się pierwszy raz od 2018 roku (chociaż duża w tym zasługa Batuma i obrony Clips). Druzgocąca dla naszych rywali była zwłaszcza druga kwarta, którą nasz zespół wygrał 38-17 i wystarczyło zachować koncentrację po przerwie, by spokojnie dowieźć to zwycięstwo, co niniejszym uczynili. Zadowoleni, świętowali wspólnie z kibicami, a Reggie Jackson swoim tańcem radości tylko potwierdzał jak dobrze aktualnie być zawodnikiem Clippers.

Podczas pierwszej przerwy na żądanie na telebimie wyświetlono video upamiętniające cztery lata Patricka Beverleya w Clippers. Aktualnie obrońca Wolves nie omieszkał rzucać na niego okiem, po czym wyszedł na środek przy owacjach na stojąco i dziękował kibicom ułożonym z dłoni gestem serca. Po zakończeniu meczu nie było końca jego przyjaznym interakcjom z naszymi zawodnikami i sztabem, a Reggie Jackson nawet przerwał swój pomeczowy wywiad, by oddać mu cześć przez głośniki. Miłość nie patrzy w nazwy klubów.

Celebracje należy jednak szybko skończyć, gdyż przed Clippers nieco trudniejsze wyzwanie. Do LA zawita bowiem jedna z najbardziej imponujących drużyn tego sezonu i trzeba być gotowym.

Kolejny mecz już dzisiaj, czyli w niedzielę, 14 listopada. Przeciwnikiem będą Chicago Bulls.